codzienności moje
środa, 13 sierpnia 2014
reaktywacja?
Coraz częściej miewałam myśli o reaktyiwacji bloga. Z blogosferą nie rozstałam się bowiem w żaden sposób - w końcu niezliczone godziny spędzane przy łóżeczku podczas usypiania dziecka niezwykle sprzyjają przeczesywaniu czeluści internetów. Zatem korzystając z ostatnich wolnych minut podczas, gdy Łu śpi, postanowiłam co nieco napisać.
Jak to zwykle bywa w życiu, nie spotkały mnie spektakularne wydarzenia, dziecko rośnie, dzień za dniem płynie i tylko czasem nachodzą refleksje, że nie mam już pod dachem małego niemowlaczka, ale całkiem dużą dziewczynkę.
Doszło to do mnie dzisiaj, kiedy to za sprawą teściowej (emerytowane nauczycielki górą!) Łu zasiadła na podłodze przed płachtą brystolu i mogła się powyżywać z plakatówkami i pędzlami.
Zatem bunty dwulatka na pokładzie, próby ogarniania rzeczywistości i podejmowanie walk o wydarcie chwili dla siebie, by nie zwariować. Pewnie nie ja jedna tak mam...
czwartek, 7 listopada 2013
Drugi samotny wieczór zaczęłam bardzo wcześnie. Łu po całym dniu rozrywek różnorakich padła mi spać przed 18. Dzięki temu za mną już tłumaczenie zrobione i teraz stoję przed dylematem czy ogarniać dom i furę prasowania, czy może odpocząć i zalegnąć na kanapie.
Wizja kanapy wydaje się niesamowicie kusząca. Zwłaszcza, że nieustannie jestem uwikłana w różnorakie poczucia obowiązku i ciężko jest mi odpuścić, a właściwie wyzbyć się poczucia winy, kiedy robię coś tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności. Czasem mam wrażenie, że facetom takie rzeczy przychodzą zdecydowanie łatwiej.
środa, 30 października 2013
Jakoś tak pędzą te dni niemiłosiernie. Rok temu liczyłam każdy tydzień i dziwiłam się, że moje dziecko ma tydzień, dwa, trzy etc. aktualnie mam obok siebie małego człowieczka, któremu lada dzień stuknie 14 miesiąc! Łucja jest mega radosnym dzieckiem, chociaż na brak charakterku nie narzeka. Ostatnio na tapecie mamy dni focha i śmiejemy się, że aktualnie przechodzi bunt dwulatka z próbami manipulacji i wymuszania płaczem.
Postanowiłam bardziej o siebie zadbać i wygospodarować więcej czasu na swoje rzeczy. Dzięki kochanej teściowej trzy razy w tygodniu wożę Łu na kilka godzin do niej, a ja mam w końcu czas, by ogarnąć dom, firmę, tłumaczenia i nawet czasem chwilę się polenić. Wieczorami z kolei czasem uda się wyrwać na zumbę. Generalnie nie jest źle, chociaż dobrze by było mieć więcej kontaktu z ludźmi.
Za tydzień zostaję z córą sama na 4 dni, bo ojciec dzieciom jedzie do Poznania na targi. Twierdzi, że niby pracować, ale już ja widzę jaka to ciężka praca jest na targach kamieniarskich, gdzie się spotyka mnóstwo znajomych, rano kawka, wieczorem impreza, taaaa - ciężka praca :)
poniedziałek, 29 lipca 2013
Po całym dniu duchoty w końcu nadciąga burza. Mam nadzieję, że nie okaże się niebezpieczna i szybko przejdzie. Nie czuję się zbyt komfortowo, gdy za oknem grzmi i się błyska. Moja wyobraźnia i czarnowidztwo podsuwają same złe scenariusze.
Ale skupmy się na pozytywach - dziecię śpi od 19 po całym dniu harcowania i borsuczenia, jak to mówi Mi. Łucja lubi prychać nosem i marszczyć go, więc Mi stwierdził, że robi borsuka. Stąd borsuczenie :)
Jutro w końcu nawiedzi nas teściowa, w środę wraca moja mama, więc na szczęście skończy się moja samotna opieka nad dzieciem. Co prawda z opieką daję radę, ale psychicznie dosyć męczy siedzenie non stop z dzieckiem. Dobrze czasem się odezwać do kogoś dorosłego :)
W weekend korzystając z ciepełka wyprawiliśmy ognisko moje urodzinowe i dobrze było posiedzieć w ogródku. Wczoraj z kolei było "zbyt ładnie" (czyt. gorąco - 38 stopni!), by wyjść z domu. Spontanicznie zamówiliśmy basen i w tym tygodniu powinniśmy chłodzić się w basenie na ogródku. I pomyśleć, że tak oponowałam w tej kwestii...
czwartek, 18 lipca 2013
więcej zapału
Wieczorny reset po jak zwykle zabieganym dniu. Przypomniałam sobie o bezalkoholowym Bernardzie, w miseczce słonecznik do dłubania, co by lepiej głowę ze zbędnych myśli oczyścić w trakcie bezmyślnego dłubania.
Kiedyś ("za moich czasów...") wakacje były niesamowitym czasem, takie nieustające święto, w czasach szkolnych powroty do domu po 23, spanie do 10:00. Kiedy to było... Postanowiłam jednak celebrować mimo wszystko wakacyjny czas i jemy częściej posiłki na zewnątrz, w ogóle dzięki Łucji zdecydowanie więcej czasu spędzam na powietrzu.
Trudno mi czasem uwierzyć, że dzieć mój ma już 10,5 miesiąca. Każda matka to mówi, ale to jest wyjątkowo rozumna dziewczynka. Za mną jeden z pierwszych kroków milowych jako matki. W zeszłą sobotę po raz pierwszy Łu została z moją mamą na noc, a my pojechaliśmy na wesele do Zieleńca. Wyszło tak, jak myślałam. Bardziej przeżywałam to ja, niż córa. Spała mamie jak złoto, a ja tworzyłam scenariusze, że będzie płakała i tęskniła za mamą :)
Za tydzień z kawałkiem będę miała urodziny i zupełnie w głowie mi się nie mieści, że to już 27. Wciąż czuję się dzieciuchem i dorosłość tak zwana, kredyty, zobowiązania, firma jakoś zupełnie do mnie nie pasują.
TAk tylko mnie najszło, żeby dać znak życia. A tymczasem wracam do lektury Marii Wiernikowskiej o drodze do Santiago di Compostella. Polecam!
wtorek, 21 maja 2013
Znów mnie "najszła" wena żeby cokolwiek napisać. Korzystamy z pięknego dnia, córa wyprawiona z babcią na spacer, ogarnęłam mój mały sajgon w domu i chwila przerwy. Próbuję powoli wdrożyć się w domową codzienność po powrocie z letniska, gdzie leniłam się z Łucją i babcią, tj. moją mamą. Obawiałam się jak Łu zniesie 2,5 godzinną podróż w foteliku, ale nie było tragedii.
Najbliższy weekend w domu, a potem mykamy w Kotlinę Kłodzką i poszwendamy się tam przez kilka dni.
Staram się walczyć z moją tendencją do bycia matką kwoką. Łu ma dosyć silny lęk separacyjny, nie wiem czy nie jest to poniekąd moja wina. Spędza ze mną bardzo dużo czasu i nawet kiedy popołudniu chcę zostawić ją z tatą, by się pobawili, to wystarczy że wyjdę z pokoju, to jest ryk. W lipcu szykuje nam się wesele w Zieleńcu i plan był taki, żeby została z moją mamą, a my pojedziemy (rodzice z nami mieszkają, więc mam babcię na codzień i jest oswojona), ale niestety od usypiania jestem tylko ja i obawiam się, że mogą być cyrki, a z wyjazdu nici :/ Z zazdrością słucham opowieści znajomych, którzy zostawiali dzieci pod opieką babć i wychodzili się zresetować. A może poprostu to wszystko siedzi w głowie?
poniedziałek, 18 marca 2013
walka z rutyną
Zima nie chce odpuścić, za oknem znów zrobiło się jak w grudniu i jakby za chwilę miały nadejść święta. A mi się tak marzy ciepełko i zieleń dookoła. Ile można chodzić tymi samymi trasami z wózkiem wśród wszechobecnej szarzyzny?
Wkurzam się na siebie, że tak ciężko jest mi się zebrać i wziąć za domowe prace. W ciągu dnia jak Łucja śpi po pół godziny, to zabranie się za cokolwiek nie ma najmniejszego sensu, z kolei wieczorami najzwyczajniej na świecie nie mam na to siły. Zdecydowanie potrzeba mi jakiegoś większego samozaparcia.
Najgorsze jest jednak moje rozmemłanie i rutyna, w którą wpadłam. Podglądanie blogów mamowych również czasem frustruje, życie tych kobiet wygląda bardzo idealnie. Z wiecznie radosnym dzieckiem, porządkiem w domu i fascynującymi miejscami odwiedzanymi codziennie. Moje miasto nie oferuje mi nie wiadomo jakich rozrywek i fajerwerków. Wydarzeniem jest czasem wyrwanie się do spożywczaka, czy aerobic raz w tygodniu. Cóż, muszę przestać porównywać moje życie do tego, które "podglądam" na innych blogach i w końcu coś ze sobą zrobić konstruktywnego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)