poniedziałek, 19 kwietnia 2010

przygody jednej hipochondryczki

Wiosna przyszła zdecydowanie skoro chce mi się wstawać o 7 rano. Potem pozostaje już wciąż się podkręcać, żeby nie popaść w lenistwo. Do zrobienia jest sporo. Wczoraj skonstatowałam, że chyba osiągnęliśmy z Mi już ten wiek, kiedy rozpaczamy, że weekend zbyt szybko się skończył i nastaje kolejny roboczy tydzień. Biedak jest tak zapracowany, że wychodzi o 7 rano, a wraca po 18. I do tego łobuz jeden nie chce kanapek i innego żarcia, więc nie dziw, że spodnie mu lecą z tyłka:) Trzeba jednak pilnować pracowników, wszak dostawa kamienia na wawelski dziedziniec i stadion Legii zobowiązuje:)

Znów mam poniedziałek poświęcony dla lekarza - tydzień temu to był laryngolog, co skończyło się antybiotykami. Dzisiaj z kolei Usg piersi. Wyczuwam jakieś cholerstwo, boli, babcia (nieżyjąca już) po mastektomii, więc kontrolować się trzeba. Nie panikuję na razie, pewnie będzie tak jak rok temu, jakieś zwłóknienia niegroźne.
Mi jeszcze wysyła mnie na kontrolę do neurologa (miałam iść rok temu, miesiąc po moim ataku). jednak tam już mi ewidentnie nie po drodze. Co taki neurolog może mi powiedzieć? To nie dentysta, który zajrzy w zęby i powie, że jest dziura. Znając życie, to powie, że dopóki nie będzie kolejnego ataku, to nie wiadomo, czy mam epilepsję.A z drugiej strony, może by powtórzyć EEG? Dylematy...

Brak komentarzy: