sobota, 1 maja 2010

pusty dom

Po wczorajszym upale i rozpoczęciu sezonu balkonowego (czytanie książki i popijanie mrożonej herbaty) obudziłam się i za oknem ujrzałam dzisiaj szarzyznę. Odpowiada mi to, zwłaszcza kiedy jest wiosna, słychać szum deszczu, widać pełno zieleni i pachnie wilgocią. Z tego wszystkiego chciało mi się nawet iść na ogródek i uciąć kilka gałęzi bzu do wazonu. Jeszcze nie rozkwitły, więc zapachu odurzającego nie ma.

Nie popadam w ekscytację na myśl o tak zwanym długim weekendzie. Spędzę go w domu, naukowo- pracowo. chcę trochę potłumaczyć, by w poniedziałek odesłać moje rzeczy (wszak w Czechach nie ma długiego weekendu) i podłubać mgr. Idzie mi to jak krew z nosa, ale depresji jeszcze nie ma.
W między czasie wzięłam się za focaccię, ciasto rośnie, muszę tylko posiekać pomidory suszone.

Zatem weekend leniwy, ale w granicach rozsądku. Jak na święto pracy przystało - mąż w pracy, a ja idę oglądać kolejny odcinek ulubionego ostatnio "The L word":)

Brak komentarzy: