sobota, 6 listopada 2010

Nie będę odkrywcza pisząc, że życie jest nieprzewidywalne. Kiedy tylko sobie coś zaplanujesz, często dostajesz pstryczka w noc i twoje plany sobie idą w siną dal...
Ten weekend miał być miły, chociażby z tego powodu, że mieliśmy w niedzielę jechać do znajomych do Wrocławia, iść na dobry obiad, etc. Tymczasem Mi wrócił wczoraj do domu zmożony chorobą, w nocy kichał, prychał i wypluwał płuca, więc z jutrzejszego wyjazdu nici. Biorąc pod uwagę, że znajomi mają małe dziecko, wielkim nietaktem byłoby fundowanie im armii bakterii lub wirusów.
Żal mały jest, ale mam nadzieję, że nadrobimy to w przyszłym tygodniu.

Tymczasem porwałam się na przygotowanie na obiad królika, który właśnie sobie pyrka na gazie. Chyba go nie przesoliłam, a jeśli nawet, to pozostaje mi liczyć na to, że Mi stracił smak, więc nie poczuje :)
Wczoraj ubawiła mnie reakcja z sklepie, kiedy ja zachwycona do mamy mówię, że w końcu jest królik do kupienia, a w tym samym czasie babka nachyliła się nad lodówką i na widok królika zrobiła ''bleeee'' :)

4 komentarze:

markiza pisze...

czasami na przesolenie pomaga surowy ziemniak wrzucony do potrawy i gotowany z nią do miękkości :) mimo wszystko miłego dnia i szybkiego powrotu do formy dla Mi :)

Sara pisze...

BLEEEEEEEE!!!!!!!! :)

holka polka pisze...

eee tam bleee - mniam :) na szczęście nie przesoliłam, za to choroba dopada mnie. Ból mięśni i 37,5 stopnia. na szczęście nie mam kataru ani bólu gardła, więc leżenie pod kołdrą to będzie sama przyjemność.

atram pisze...

jakby mi ktos dobrze tego krolika zrobil to bym zjadla:)

zdrowiej:)