czwartek, 4 listopada 2010

Nie przestawiłam się na zimowy czas. Weekend wyleniony do granic niemożliwości, a teraz bardzo bym chciała kopa do działania i żeby literki same cisnęły mi się pod palcami podczas pisania mgr. Tymczasem nad jednym zdaniem siedzę pół dnia, rozpraszam się niemiłosiernie i moja motywacja jest bliska zeru.
Żeby chociaż kreatywności nie brakowało mi na innych polach, a tu lipa. Do kuchni wchodzić mi się nie chce, jem z konieczności, nie czerpiąc z tego frajdy. Po prostu taka dziwna wegetacja.

W przyszłym tygodniu Mi jedzie wystawiać się na targach kamieniarskich w Poznaniu i chciałabym się zabrać z nim, odwiedzić koleżankę netową, którą znam od ponad 10 lat oraz poszwędać po tym mieście. Cała nadzieja tkwi w sąsiedzie, który jeszcze nie wie o tym, że najprawdopodobniej będzie dokarmiał nam kota i wypuszczał go na zewnątrz.

Lubię czytać u innych na blogach o ich codzienności, a to, co piszę o swoich zwykłych dniach uświadamia mi jak zwyczajne prowadzę życie. Nie smęcę jednak, bowiem nie ma nic gorszego niż czytanie o marudzeniu :)

a przepis na muffiny z jabłkami i masłem orzechowym wykorzystam w weekend. Na razie dieta:)

1 komentarz:

markiza pisze...

ja też lubię o codzienności :) mimo że czasami monotonna, to potrafi zaskoczyć. przypływu energii życzę Ci :)