sobota, 18 grudnia 2010

Ten weekend z pewnością będzie należał do leniwych. Ale po kolei...
Wczorajszy wieczór spędziliśmy osobno - ja po piwie (niejednym) z koleżanką ściągnęłam do domu po północy, zaś mąż mój po kamieniarskim opłatku do domu przybył o 3.30 ze śpiewem na ustach:)
Ranek zatem mieliśmy leniwy, dostawę co sobotnich "WO" sobie zamówiłam u sąsiadki, co by nie wychodzić z domu. Później zachciało mi się szaleć w kuchni i zrobiłam najpyszniejszy omlet w moim życiu (http://mybestfood.blogspot.com/2009/09/kaiserschmarren-na-dzien-jablka.html). Trochę jest przy nim roboty, ale delikatny smak wynagradza wszystko. Nawet to, że teraz muszę wejść do kuchni i myć patelnie, sprzątnąć rozsypany cukier puder i milion kuchennych utensyliów.
Ostatnio połknęłam w jedno popołudnie pierwszą część powieści Camilli Lackberg i z chęcią zabrałabym się za drugą, ale przez przypadek wzięłam z biblio trzeci tom.

Nie wiem, czy to starość, ale ewidentnie nie czuję świątecznej atmosfery. Ozdób żadnych, dom nie wygląda odświętnie, nawet śnieg za oknem, zamiast cieszyć, wprowadza w rozdrażnienie. Łudzę się, że to na mnie jeszcze spłynie. Oby...

a płyta Stinga "Symphonicities" jest cudna!

Brak komentarzy: