środa, 22 kwietnia 2009

ocalona

W końcu spadł deszcz, od ponad miesiąca było sucho, a teraz za oknem śpiewają ptaki, szemrze deszcz, obłędnie pachnie, a jak zawieje wiatr to fruwa pełno białych płatków z wiśni. Aż się chce oglądnąć ckliwy film typu "Lost in translation" albo "Ukryte pragnienia". Póki co słucham soundtracku z tegoż i też jest dobrze.

Odebrałam w końcu wypis ze szpitala i wynik EEG. Żyję w zawieszeniu. Nie wiem, czy mam epi (jak to ładnie brzmi), bowiem po jednym ataku nie są w stanie postawić diagnozy, a lekami obciążającymi nie chcą mnie faszerować. To dobrze. Wystarczy, że staję się lekomanką łykając magnez i inne świństwa na włosy, które codziennie wypadają mi garściami. A drgająca powieka od piątku też nie powinna nastrajać optymistycznie.

Mimo wszystko cieszę się, że żyję. Nie mam na sobie wyroku w postaci choroby przewlekłej i mogę się napić wina, czego przy braniu leków nie wolno by mi było zrobić.

4 komentarze:

matylda_ab pisze...

Oj, z epilepsją to już nie przelewki. Oby to nie to, ani nic złego! Ja też łykam magnez i skrzyp, ale to tak profilaktycznie. Zdrowia życzę.

holka polka pisze...

dzięki za dobre słowa!

Magoda pisze...

Trzymam kciuki nieustająco!
dobrze, że masz w sobie optymizm to pomaga najbardziej!
Życzę zdrowia gorąco!

holka polka pisze...

o dziwo optymizmu we mnie malutko, zawsze widziałam pustą szklankę, ale najwyższy czas, żeby to zmienić