niedziela, 10 maja 2009
szparagowo
Matylda miała karkóweczkę z grilla, a ja mam szparagi. To naprawdę dobrodziejstwo mieć rodziców,którzy co weekend jeżdżą na Wielkopolskę, a jak wiemy, jest to szparagowe zagłębie. We Wrocławiu pęczek kosztuje 8 zł,a w Wolsztynie 4,50:) Przed chwilą tato dostarczył mi dwa pęczki zielonych i jeden białych, po czym wyciągnął jeszcze reklamówkę białych, świeżo zerwanych z pola - był na obmiarach u kogoś, kto miał plantację szparagów. Życie jest piękne:)
W ogóle dzisiaj mam gastrofazę - korzystając z nieobecności męża zrobiłam sobie makaron ze szpinakiem, suszonymi pomidorami i rokpolem (on nienawdzi szpinaku), potem była bruschetta z bazylią i jeszcze teraz czekam aż szparagi dojdą "do siebie" na parze. Rozpusta jednym słowem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Ha, to masz tak, jak mój mąż. On wcina zielone: sałatę, szpinak i inne "trawy". A ja za tym nie przepadam. Chyba on roślinożerny a ja mięsożerna jestem ;)))
w gruncie rzeczy, to jestem wszystkożerna. Zwłaszcza po ostatnim pożarciu krwistego kawałka wołowiny doszłam do wniosku, że z mięcha nie byłabym w stanie zrezygnować na zawsze:)
no to moglabym do Ciebie na obiad wpasc:)
atram- zapraszam jak najbardziej:)
O tak! Szparagi to jest to ;-) Też uwielbiam :-)
Prześlij komentarz