wtorek, 12 stycznia 2010

rozbita

dziwny to dzień. Zaczęłam go o 4 rano, kiedy to, jak co noc wstawałam wypuścić kota (od trzech lat mam taki trening z wypuszczaniem go, że nocne wstawanie do dziecka pewnie nie będzie mi straszne). Potem już nie mogłam zasnąć i tak to snułam się po domu do 7 rano, po czym zasnęłam.
Trzeba jednak było jechać do Wrocławia, do szkoły jednak nie dotarłam, bo z powodu jakiegoś wypadku musiałam jechać o jeden zjazd autostradą dalej i potem w stresie jeździć drogami, których nie znam. Na szczęście poradziłam sobie i jestem z siebie dumna. Na zajęcia jednak nie zdążyłam, "obróciłam się na pięcie" i z powrotem do domu. Strata benzyny i mojego czasu.

Za to popołudnie pełne wylegiwania się. Zaległam na sofie z laptopem na kolanach i przeglądam strony z biżuterią. Yes i jego charmsy są całkiem ładne, ale próbuję siebie przekonać, że do szczęścia nie są mi potrzebne. Zwłaszcza, że kochana teściowa i mąż właściwie na każdą możliwą okazję obdarowują mnie biżu i to mi w zupełności wystarcza. Rozpieszczana pod tym względem jestem:) Do tego jeszcze oczekuję na bon do kruka, który wymieniłam za punkty 5plus i sobie zaszaleję. Mam tylko dylemat - być egoistką i wybrać coś dla siebie, czy kupić spinki do mankietów dla Mi, żeby go odpicować wg mojej wizji. Oczywiście nosiłby je parę razy do roku. Wszak nie jest Berney'em z How i met your mother i idea suit up nie jest jego bajką:)

2 komentarze:

Agata pisze...

A jednak warto było się przemóc i wyjść na spacer ;)
My również w łóżku do 12 ale po śniadaniu spacery na rześkim, mroźnym powietrzu (wcale nie było tak zimno!) a mięśnie w tych zaspach pracowały, oj pracowały ;)

Rzadko zatrzymuję się na blogach, gdzie zdjęcia są wstawiane sporadycznie a Twój już jakiś czas temu przeczytałam od deski do deski i wciąż wracam.
Pozdrawiam serdecznie :)

holka polka pisze...

dzięki za odwiedziny i miło, że się ujawniłaś. Z czysto egoistycznych względów, dobrze wiedzieć, że ktoś nas czyta:) i dzięki temu mogłam trafić na Twój blog i oczywiście zlinkować