Pora wracać do rzeczywistości i wziąć się do pracy. Padający przez cały weekend śnieg (ok 40 - 50cm!) spowodował, że nie chciało nam się wychodzić z domu, z łóżka i te dwa dni spędziliśmy głównie w pozycji horyzontalnej.
Mi zachciało się w sobotę gotować, a jako że jest maksymalistą ugotował gar żurku i gar czerwonego barszczu. Do tego ja zrobiłam mięsko meksykańskie i tym sposobem mamy jedzenia jeszcze na dziś.
Ten ostatni rok studiów jakoś tak płynie obok mnie. Stałam się strasznym leniem, nie wiem ile mam egzaminów, kiedy sesja i zupełnie mnie to nie obchodzi.
Zmęczona jestem studiami strasznie, chciałabym mieć to już za sobą. Tylko, że pewnie w październiku będę tęskniła za uczelnianą rutyną.
Dopiero styczeń, jednak czas na pewno tak przyspieszy i nim się obejrzę będzie wiosna, wszystko będzie kwitło i pachniało. Póki co muszę się zadowolić hiacyntami, żonkilami i szafirkami ze sklepu, które mam nadzieję lada dzień się pojawią w marketach.
2 komentarze:
u mnie już w sobotę kwiatuszków pełno w markecie było, wiosna zaczyna się na południu ;)
właśnie dzisiaj kupiłam w biedronce za 3,50 tulipany, które mam nadzieję, lada dzień zakwitną. pozdrawiam!
Prześlij komentarz