środa, 24 marca 2010

z pamiętnika sybaryty


Pochłonęło mnie ostatnio życie, a co za tym idzie dostęp do internetu ograniczyłam sobie znacznie. Aż się sama sobie dziwię, że jestem w stanie tak wytrzymać.
Znalazłam jednak sobie zajęcie zastępcze - zaczęłam po raz pierwszy w życiu chodzić na siłownię i nawet mnie to wciągnęło. Póki co mam permanentne zakwasy, ale akurat lubię ten stan:) Znajomi zaczęli zauważać, że schudłam, więc jest git.

Z drugiej z kolei strony mamy ostatnio okres pysznego jedzenia, którego nie sposób sobie odmówić. Zrobiłam już rybę zapiekaną pod mozarellą i posypaną słupkami chili i cytryny, przedwczoraj mąż zaserwował mi pierś gęsią, a dzisiaj postanowiłam zmierzyć się z kulinarnym wyzwaniem Julii Child i w piecyku właśnie robi się wołowina po burgundzku. I gdzie tu miejsce na chudy drób, podczas gdy akurat czerwone mięsa są pyszne i mają smak!
Całe przygotowywanie było o tyle zabawne, że znów nie mamy wody, więc użycie tej, którą dysponowałam w butelce musiałam ograniczyć do minimum. Opuściłam pokornie kuchnię, żeby nie patrzeć na tą stertę garów.

5 komentarzy:

atram pisze...

wolowina po burgundzku!!!!!???? respect! :):)

holka polka pisze...

to wcale nie jest takie trudne...

Magoda pisze...

Smacznego! I wiosenne pozdrowienia Ci ślę!

holka polka pisze...

a dziękuję i wzajemnie! Pewnie u Was zima...

atram pisze...

i wiesz, ze dopiero teraz do mnie dotarlo, ze na flickr to Ty?:):):) szybka jestem co?:) po tej rybie:)

a lososia wedzonego w spaghetti uwielbiam:)