piątek, 4 czerwca 2010

pracowicie z dużą dawką rozproszenia

Przez to, że dla nas jest normalny dzień roboczy (terminy gonią!), a z kolei wczoraj wyleniliśmy się niemiłosiernie), to dzisiaj mam wrażenie, że jest poniedziałek. Jak to dobrze będzie obudzić się jutro i spacerem po "WO" pójść. Mam nadzieję, że w Wybiórczej też nie mają długiego weekendu i dostanę moją porcję magazynu z feministycznym zacięciem.

Coś dzisiaj jakby mi się odblokowało pisanie pracy i nawet trochę jej popełniłam. Oczywiście z przerwami na zakupy, gotowanie, odwiedziny dziadka, który opowiadał mi niesamowite historie. Jak na przykład tą o sąsiedzie, który wziął łopatę i poszedł na cmentarz, by odkopać grób swojego młodo zmarłego dziecka, pozbierać jego kości i samodzielnie przenieść do rodzinnego grobowca w innej części cmentarza. Z lekka makabryczne:)

Z innej beczki natomiast, to popełniłam dzisiaj pyszny obiad z przepisu Jamiego, który z kolei znalazłam nie w jego książce, która kurzy się na półce, a na blogu strawberriesfrompoland - http://strawberriesfrompoland.blogspot.com/2009/08/chwila-prawdy.html
I warto było, pychota, a mąż mój osobisty zjadł aż pięć udek.
Słońce w końcu jest!

W niedzielę w końcu jedziemy na czeskie jedzenie w Karczmie młyńskiej,które wygrałam w ramach konkursu radiowego. I będzie wrocławski rynek ukochany z Mi przy boku jak za starych dobrych czasów.

Brak komentarzy: