piątek, 12 listopada 2010

Potargowaliśmy się w Poznaniu i wczoraj późnym wieczorem powrót do domu. Dobrze zasnąć we własnym łóżku.
"Przechodzona" choroba ma to do siebie, że już prawie tydzień chodzę zasmarkana, a każde schylanie się owocuje rozsadzaniem głowy. Przynajmniej nie mam już gorączki.
Sposobu leczenia również nie przemyślałam do końca,a co więcej, nie jestem przykładem idealnym do naśladowania. Rano - fervex, a wieczorami alkohol, grzańce i szwendanie się zamiast kołderki.
W ciągu dnia wyrywałam się z targów i szłam na spotkanie z Agą, z którą znamy się od ponad 10 lat i wszystko zaczęło się od mailowania. Widujemy się z częstotliwością raz na dwa, trzy lata, ale nasze rozmowy zawsze toczą się w taki sposób, jakbyśmy nie widziały się zaledwie tydzień.

Trudno jest mi mówić o kulinarnym aspekcie wizyty w Poznaniu, bowiem w środę w Ptasim radiu zamówiłam wino grzane i naleśniki ze szpinakiem i sosem czosnkowym, ale niestety smaku poprzez katar nie czułam :) Podobnie było z kupowaniem herbaty dla mamy i kawy waniliowo-orzechowej dla mnie, nie mogłam ocenić aromatu :)
W św. Marcina było już lepiej, grzaniec zaczął smakować, a orzechowy smak rogala marcińskiego docierać do mnie

3 komentarze:

chalupczok pisze...

a psik !
Grzańce są dobre...maniam.
Pozdrawiam i zdrowia życzę.
Cin

agata76 pisze...

Zazdroszcze wizyty w Poznaniu. Szczegolnie w taki dzien, jak dzien sw. Marcina:) Pozdrawiam:) A rogala marcinskiego zjadlas? :)

holka polka pisze...

Marcinie - dziękuję za życzenia, mają moc sprawczą, bo jest coraz lepiej:)
Agato - rogala jadłam, jakże by inaczej:) jak dla mnie za słodki, ale to podobnie jak z pączkami w tłusty czwartek, zjeść trzeba