środa, 1 czerwca 2011

comfort food

Prognozy pogody jak zwykle kłamią... PO wczorajszym upale oczekiwałam znów błękitnego nieba, a tymczasem cały dzień jest szaro, zimno i pochmurno.
Do tego Mi popada znów w pracoholizm i jeszcze nie wrócił z pracy (dodam, że nie kłócimy się i nie robi tego dlatego, by uniknąć siedzenia w domu:) ). W akcie desperacji odwiedziłam teściową i pograłyśmy sobie w scrabble. Co prawda ten akt desperacji był całkiem miły.
Teraz serwuję sobie "pocieszacze". Z zamiarem zrobienia truskawkowego crumble z płatkami migdałowymi nosiłam się już od dawna. Właśnie stoi przede mną parująca miseczka i zamierzam zaraz się za to zabrać. Do tego odrobinka białego wina ze spritem i wieczór nie zapowiada się taki tragiczny.

Jutro w ramach Festiwali Reżyserii Filmowej w Świdnicy wybieram się z koleżanką na "Opowieść o zwyczajnym szaleństwie" i trochę się rozerwę. Ubolewam nad tym, że w tygodniu nie mam tu znajomych, by wyjść, spotkać się z kimś. Pozostają tylko weekendy. Pamiętam jak w dzieciństwie znajomi rodziców wpadali w tygodniu na kawę, ciągle ktoś u nas był i było to takie niezobowiązujące. Teraz trzeba dzwonić i umawiać się kilka tygodni na przód. Smutne...

4 komentarze:

Ania pisze...

Uwielbiam "Opowieść o zwyczajnym szaleństwie", film jest genialny. Jeszcze bardziej genialny był spektakl w Teatrze Osterwy w Lublinie - zrobiony i zagrany wprost fenomenalnie. A co do aktu desperacji - czasem to co wydaje się, że będzie beznadzieję zawsze okazuje się super sprawą :)Pozdrawiam ze Śląska :)

Katarzyna pisze...

to są "Opowieści..." a nie opowieść.

holka polka pisze...

Katarzyno, masz rację - "příběhy"
Anuszko - teściową mam super, więc raczej nie narzekam na kontakty z nią:)

markiza pisze...

i koniecznie puszczaj bąbelki z butelki piwa :))) miłego i udanego :)