Przedostatnia leniwa sobota. Z całego tego mojego lenistwa i braku chęci wyjścia na zaśnieżony dwór nie przeczytam dziś Wysokich Obcasów. Rytuał został zaburzony. Może wieczorem, jak w końcu wystawię nos za drzwi, uda mi się jeszcze gdzieś dostać Wybiórczą?
Póki co siedzę sobie w mojej ciepłej kanciapce i popełniam drugą część tłumaczenia na konkurs. Z głośników sączy się cudowna składanka BBC z muzyką świata i zima mi zupełnie nie w głowie.
Przy okazji szukania jakiegoś słówka dotarłam do ciekawej etymologii czeskiego wulgaryzmu piča ( cipka ). Pochodzi od francuskiego petit chat - kotka, a trafiło na Morawy za sprawą napoleońskich żołnierzy, którzy tak mówili na prostytutki:)
Moje ferie okazały się bardzo owocne pod względem kulinarnym i książkowym. Wypróbowałam sporo nowych przepisów, a stanie przy garach znów zaczęło sprawiać frajdę. Jeśli chodzi o książki, to udało mi się połknąć nowego Zafona, Hůlovą "Czas czerwonych gór", Hakla "O rodzicach i dzieciach", Raduńską "Kartki z białego zeszytu", Żadana "Big mac", w trakcie jest Kalicińska. I tylko "Siostra" Topola leży sobie gdzieś z boczku i podchodzę do niej jak do jeża.
1 komentarz:
Miło do Ciebie wstąpić, świetny nastrój!
Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz