środa, 15 czerwca 2011

To nie jest zdecydowanie mój dzień. Całe szczęście, że już dobiega końca, chociaż nie zanosi się na to, żeby sen miał nadejść. Na szczęście czeka na mnie "Niemiecki bękart" Lackberg i odcinki "Blue collar". A Mi w pokoju obok smacznie już chrapie...

Zbyt dużo myśli mi się kołacze w głowie. Nie potrafię wygrać z moim czarnowidztwem. I pomyśleć, że kiedyś byłam taką optymistką... Może miałam zbyt małą świadomość tego, co dookoła mnie? Chciałabym wrócić do tamtych czasów.

Wczorajsza wizyta u neurologa mnie trochę podniosła na duchu, bo powiedział mi, że po pierwsze - jest dobrej myśli i sądzi, że po terapii farmakologicznej powinnam się wyleczyć z tego cholerstwa. Po drugie nie zniechęcał mnie do ewentualnej ciąży, powiedział, że te leki, które biorę są bezpieczne dla dziecka.
To mnie ucieszyło bardzo, natomiast dzisiaj, kiedy powiedziałam to mamie koleżanki, z którą mam dosyć dobry kontakt, ona zaczęła mnie pouczać i twierdzi, że najpierw powinnam się wyleczyć, a o dziecku myśleć wtedy, gdy moja sytuacja "chorobowa" będzie wyprostowana. I teraz się tak miotam, może ona ma rację, a moja, brzydko mówiąc, chęć posiadania dziecka, jest czysto egoistyczną pobudką? Jednak mimo wszystko trochę to racjonalizuję,skoro były ordynator neurologii nie widzi przeciwskazań, wiele kobiet, z których historiami spotkałam się w necie urodziło zdrowe dzieci, to może jednak warto się przełamać? Odpukać, ale na szczęście nie mam napadów grand mal, a moim jedynym objawem "kłopotów z głową" jest to nocne drętwienie. Chociaż tak do końca nie wierzę w tą diagnozę, ale cóż począć :)

Brak komentarzy: