środa, 20 lipca 2011

o rany! prawie miesiąc nie pisałam. Jak zwykle, mam wrażenie, że nie wydarzyło się nic spektakularnego. Właśnie dlatego nie cierpię pytań z cyklu "co u ciebie słychać", bo nigdy nie wiem, co odpowiedzieć.
Póki co staram się żyć codziennością, a nie wiecznie wybiegać myślami w przyszłość. Nawet mi się to udaje.
Zeszły weekend znów spędziliśmy w słonecznym Wolsztynie, a w najbliższy wybywamy w Kotlinę kłodzką na zaproszenie teściowej. Mamy również zaliczyć jakiś koncert w Zamku na skale w Trzebieszowicach.
W poniedziałek Mi wykopał mnie z domu i jestem mu bardzo wdzięczna. Pojechałam do wrocławskiej mediateki na spotkanie z Marketą Pilátovą w ramach spotkań autorskich. Przy okazji zeszła się większa część mojej grupy, potem w Bernardzie był chrzest książki Markety, która właśnie ukazała się w pl, a którą przetłumaczyła nasza koleżanka z grupy. Nagadałam się, napiłam pysznego czeskiego piwa bezalkoholowego o smaku śliwki i po północy pomknęłam moją zieloną strzałą do domu.

W wolsztynie kupiłam w lumpku super klasyczną katanę z ciemnego dżinsu DKNY, rozmiar 40. Jednak coś chyba na mnie jest przy mała, więc rozważam wystawienie jej na allegro. Gdyby ktoś był zainteresowany, mogę w razie czego dać link do aukcji...

Wracam pod kocyk do łóżka. DZiś jest cudownie mglisto i mokro. Po zjedzeniu pierwszych kurek w tym roku zaległam w łóżku z książką (świetne "Balladyny i romanse" Karpowicza!), a potem odkryłam "No reservations" na youtube. czego chcieć więcej? :)

2 komentarze:

markiza pisze...

Holko, dobrze, że "nic" się nie dzieje - zazwyczaj jest to oznaką spokoju, braku wiekszych kłopotów i w miarę dobrego zdrowia :) oby tak dalej!pozdrawiam :)

Marta pisze...

hmmm u was też pada??