piątek, 26 października 2007

happiness is easy

Po ponad miesiącu dotarł do nas fotograf ze zdjęciami ślubnymi. Warto było czekać, zupełnie nieobiektywnie uważam, że są cudne. 400 zdjęć całkiem miło i szybko się ogląda, co nie znaczy, że zamierzam katować oglądaniem ich naszych znajomych. Właśnie dlatego woleliśmy fotografa od kamerzysty. Tak nieśmiało zamieściłam nas od tyłu, póki co ciężko mi się odważyć upublicznić zdjęcia, ale na maila, czemu nie :)

Mąż całkiem niespodziewanie wyruszył w firmowych sprawach w Polskę i wróci pewnie dopiero koło 3 w nocy. Jutro spędzimy trochę czasu jadąc do Wrocławia, on na zajęcia, a ja na podbój księgarń w celu poszukiwań książek do pracy licencjackiej.

Zatem cały wieczór dla mnie- czytanie babskich gazet, zimny browarek i inne przyjemności.

to się nazywa szczęście.

1 komentarz:

odkuchni pisze...

Spóźnione, ale bardzo szczere gratulacje!!! :)