sobota, 23 lutego 2008

the songs that we sing


Już zapomniałam jak to było ponad tydzień temu, gdy biadoliłam na całą sesję, egzaminy i mówiłam, jaka to ja będę szczęśliwa, gdy to wszystko już będzie za mną. Nie zaprzeczam, byłam szczęśliwa ( w końcu to są tylko ulotne chwile), a teraz swoim zwyczajem wynajduję powody, dla których jest mi źle. No normalnie przeginam i powinnam dać sobie kopa w tyłek. Bo przecież:
- byliśmy na cudownej kilkudniowej włóczędze po Pradze, odwiedzaliśmy niezliczone ilości hospod i gubiliśmy się w milionach uliczek z coraz to piękniejszymi kamienicami
- spędzaliśmy razem 24 godziny, bez komputera i innych ludzi przeszkadzających
- dorobiliśmy się porządnego aparatu, co jest idealną rzeczą na nadchodzącą wiosnę i spacery
wśród zielonych rzeczy
- mam jeszcze tydzień wolnego, podczas gdy inni mają już zajęcia.

I proszę mi powiedzieć dlaczego ja marudzę. Odpowiedź zawsze się znajdzie- PMS, ale to jest zbyt proste, co nie zmienia faktu, że tej wersji będę się trzymać :)

1 komentarz:

k w pisze...

może smuteczek jest jakiś zadawniony? mi się zdarza, że coś mi starego wyłazi, niezałatwionego, nieomówionego...
mam nadzieję, że niedługo będzie lepiej!:-)