wtorek, 22 kwietnia 2008

kap kap


Uwielbiam tego mojego małża, za niesamowite momentami pomysły. Cudowne jest to, że on nie doszukuje się problemów tam, gdzie ich nie ma, co natomiast ja czynię nagminnie. Zatem podążając tym tropem, zrobiliśmy właśnie grilla. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za oknem jest zimno i pada deszcz :) Kupiliśmy jednorazowego grilla wielkości A4, a po rozpaleni ulokowaliśmy pod plastikowym stolikiem, żeby pieczarki faszerowane serem pleśniowym nie zmokły :)

Po oglądnięciu "Przyjaciół" przyszłam na górę pisać wypracowanie o modernich formach zabavy, ale jak widać zostawię to na jutro. Zupełnie nie jest mi po drodze z pisaniem, kiedy przed chwilą wypiło się kieliszek pysznego śliwkowo- mężowego wina.

Brak komentarzy: