Całkiem niedawno zaczynałam moja przygodę z żaglami, piłam piwko na pomoście, jadłam ziemniaki z ogniska,a tu nagle okazuje się, że jest dokładnie połowa maja, praca licencjacka nadal posiada jeden rozdział, a ja gdy tylko pomyślę, że może warto coś podziubać, to od razu wynajduję sobie milion innych ważnych rzeczy. Tak do końca nie jest to najgorsze, bowiem dzięki temu zdałam przedtermin z filozofii, a teraz piszę prace na językoznawstwo konfrontatywne. Co nie zmienia faktu, że jestem wściekła na siebie maksymalnie, ponieważ zostawianie wszystkiego na ostatnią chwilę zawsze przyprawia mnie o nerwicę, stany depresyjne i uciekanie w sen :)
Dlatego zeby nie przywoływać więcej w tym poście traumatycznych przeżyc, lepiej napiszę o pysznej debiutanckiej zupie z cukinii z fetą, szparagach zapiekanych w cieście francuskim i całkiem przyjemnym koncercie Wczoraj udało mi się wyciągnąć Mi z naszej prowincji do Wrocławia na koncert Mid West Quartet w Rurze. Całkiem przyjemny, aczkolwiek na kolana nie rzucił. Z drugiej strony jednak dobrze było po raz pierwszy od niepamiętnych czasów wypić piwo w knajpie ( w końcu Mi był kierowcą) i popatrzeć na ludzi. Uwielbiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz