niedziela, 25 maja 2008

fusion

Przypomniało mi się właśnie dzieciństwo. Za oknem w końcu ładna pogoda, zasiadłam znów przed książkami, a w szklance różowi się kompot z rabarbaru. Jak ja dawno nie piłam kompotu...
Ukochany w końcu ma wolny od szkoły weekend i tak sobie dogadzamy kulinarnie. Wczoraj on serwował mi swoje hamburgery z grilla, a dzisiaj jest zupełne fusion- drink z tequilą, co by mi się dobrze kucharzyło :) Potem zupa krem ze szparagów, tajski makaron z brokułami i kurczakiem z pastą curry i do tego ten polski kompot :)

Jutro będę miała sądny dzień i okaże się w końcu, czy moje licencjackie wypociny są czegokolwiek warte. Oby.
W końcu za niedługo wakacje i będę mogła czytać to, co chcę i na co zasadzam się już od dawna.

Brak komentarzy: