W życiu zupełnie nic nie da się przewidzieć.
Wychodziłam z domu i miałam zamiar zawieźć dla koleżanki we Wro kilka rzeczy i zastanawiałam się, czy iść na zajęcia, czy lepiej wcześniej wrócić do domu, bo zaczynało śnieżyć.
Skończyło się na tym, że nagle zauważyłam hamujące auta. Zaczęłam sama delikatnie hamować, żeby nie wjechać w samochody przede mną i skończyło się na straceniu kontroli nad samochodem. Cudem nie wjechałam w nic i udało mi się uspokoić samochód. Wizja dzwonu jednak skutecznie spowodowała trzęsące się ręce i skok adrenaliny.
Chwilę potem stanęliśmy w korku i tak sobie stałam... od 12.30 - 17 !!! Ciężarówka przewróciła się w poprzek drogi i mimo, że widziałam już zjazd, którym mogłabym wrócić na przeciwległy pas, to sobie tak stałam i stałam...
Droga powrotna za bezpieczna też nie była. Błoto, po którym samochód tańczył i nawiewany z pól śnieg.
Jestem jednak w domu w końcu, otworzyłam piwko, co by się trochę zresetować i te dzisiejsze poślizgi zdecydowanie mnie trochę zresetowały i pomogły zastanowić się jak szybko można stracić życie.
Tato właśnie wraca z Zielonej Góry, jak tylko całe stadko będzie w domu, mogę być spokojna.
3 komentarze:
No to dobrze, że po tych extremalnych przygodach jesteś cała i zdrowa. U mnie na Podkarpaciu śnieg stopniał, chodniki suche. Ja wolałabym zaspy śnieżne. ;).
nie mam nic przeciwko białemu puchowi, pod warunkiem, że siedzę w cieplutkim domu. pozdrawiam:)
Podobne przemyślenia miałam pośród zabawy w wodzie w Morzu Północnym - wieeeelkie fale, którym pozwalało się zalać stojąc w wodzie po kolana, by nie było. Poczułam nagle, że ta fala niby do zabawy jest strasznie silna i mogłaby sprawić, że przewrócę się na tej śmiesznej głębokości i nie będę mogła wstać.
Za to herbatki czy, jak piszesz, piwa po takim czymś to jest to. Udają, że nic się nie stało.
Prześlij komentarz