czwartek, 18 lipca 2013

więcej zapału

Wieczorny reset po jak zwykle zabieganym dniu. Przypomniałam sobie o bezalkoholowym Bernardzie, w miseczce słonecznik do dłubania, co by lepiej głowę ze zbędnych myśli oczyścić w trakcie bezmyślnego dłubania. Kiedyś ("za moich czasów...") wakacje były niesamowitym czasem, takie nieustające święto, w czasach szkolnych powroty do domu po 23, spanie do 10:00. Kiedy to było... Postanowiłam jednak celebrować mimo wszystko wakacyjny czas i jemy częściej posiłki na zewnątrz, w ogóle dzięki Łucji zdecydowanie więcej czasu spędzam na powietrzu. Trudno mi czasem uwierzyć, że dzieć mój ma już 10,5 miesiąca. Każda matka to mówi, ale to jest wyjątkowo rozumna dziewczynka. Za mną jeden z pierwszych kroków milowych jako matki. W zeszłą sobotę po raz pierwszy Łu została z moją mamą na noc, a my pojechaliśmy na wesele do Zieleńca. Wyszło tak, jak myślałam. Bardziej przeżywałam to ja, niż córa. Spała mamie jak złoto, a ja tworzyłam scenariusze, że będzie płakała i tęskniła za mamą :) Za tydzień z kawałkiem będę miała urodziny i zupełnie w głowie mi się nie mieści, że to już 27. Wciąż czuję się dzieciuchem i dorosłość tak zwana, kredyty, zobowiązania, firma jakoś zupełnie do mnie nie pasują. TAk tylko mnie najszło, żeby dać znak życia. A tymczasem wracam do lektury Marii Wiernikowskiej o drodze do Santiago di Compostella. Polecam!

1 komentarz:

gwiezdna pisze...

wszystkiego najlepszego z okazji nadciągających urodzin :)Łu z Babcią - ależ przeskok emocjonalny dla Ciebie :)))