Od dwóch dni karmię moją rodzinę i wcale ich za to nie znielubiłam :) W piekarniku hurtowa ilość klopsików z bazylią i fetą w środku, w rondelku pyrkocze sos pomidorowy z wielką ilością czosnku i oregano z ogródka. Pozostało mi jeszcze zrobienie couscousu z czarnymi oliwkami i obiad gotowy.
Tymczasem chwila spokoju, którą mogę poświęcić na notkę i przeglądnięcie książek przyniesionych z biblioteki. Dobrze, że mam "chody" u pani bibliotekarki i daje mi książki dopiero co zakupione, nie wpuszczone jeszcze do obiegu.
Od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką własnego autka. W moich oczach uchodzę za Boga, bowiem sama nim wróciłam z Jeleniej Góry, a jak dotąd nie wypuszczałam się na dalsze trasy. Muszę się teraz szkolić, bowiem czekają mnie dojazdy na zajęcia do Wrocławia, ok 60 kilometrów.
A zima sroga ma nadjeść :) Okazało się jednak, że jest tak, jak myślałam. Gdy wsiadałam za kółko aut rodziców byłam niesamowicie zestresowana, że coś przerysuję itd. Natomiast odkąd śmigam moim lansikiem (lanos) jestem wyluzowana, świat jest piękny, nawet gdy deszcz i mgła, a śpiewanie Bitter sweet symphony na głos podczas jazdy ma wielki urok :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz