Czas zdecydowanie zbyt szybko płynie, a mi brakuje wolnej chwili żeby cokolwiek tutaj napisać i utrwalić wszystko to, co dookoła mnie.
Dzisiaj czuję się jakbym była na kacu, a za mną zaledwie trochę wysiłku fizycznego. Postanowiliśmy się bowiem nauczyć jeździć na snowboardzie i wczoraj wybraliśmy się na stok do Czech. Ze sportami zimowymi nie miałam wcześniej nic wspólnego, w ogóle ostatnio cienko u mnie z wysiłkiem fizycznym, więc kondycja marna. Wiem jedno, pomimo tych wszystkich upadków, siniaków na kolanach, bolących łydek, ramion, tyłka i tchawicy (?!) warto było!
Jako, że wiele decyzji podejmujemy spontanicznie, nabyliśmy przed godziną w końcu porządny panel 22 calowy, w miejsce poprzedniego monitora,który co chwilę się wyłączał. Dzięki temu mogę wziąć się za tłumaczenie z czeskiego (wielce ciekawa instrukcja wiertarki po czesku:) przy stale działającym monitorze. wiwat rozpasany konsumpcjonizm :)
Generalnie bardzo monotonne życie ostatnio prowadzę, książki, podręczniki i lektury. Czytam stosunkowo szybko i sprawia mi to radośc, ale mam poważne wątpliwości, że nie wyrobię się do lutego z całym zakresem materiału na hist. literatury czeskiej.
Ot, takie tam marudzenie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz