poniedziałek, 1 grudnia 2008

33 sceny z życia


Dziwny to poniedziałek był. Najpierw obudziłam się z postanowieniem zostanie w domu, zrobienia sobie wagarów i na spokojnie oglądnęłam w łóżku "SATC", bo jakoś wciągnęłam się ostatnio.
Szybko jednak przemówiłam sobie do rozsądku, że przecież wagary lepiej zrobić za tydzień, bowiem teraz mam za dużo do stracenia. I z tym postanowieniem wstałam i udałam się do Wrocławia.
I tu się zaczęło. Najpierw dojechałam do szkoły i zajęcia, na których mi zależało, oczywiście zostały odwołane. Potem zorientowałam się, że nie wzięłam telefonu i od tej chwili pogrążyłam się w bezczasie.
Skoro już tak na relacje mnie wzięło, zaliczyłam w końcu seans "33 scen z życia" i uważam, że film jest naprawdę dobry, a zdobywane nagrody jak najbardziej zasłużone.
Świetna gra aktorów, temat śmierci z kolei został ukazany zupełnie bez patosu. Niestety albo stety nie mogłam uniknąć porównywania prawdziwej historii M. Szumowskiej do tej, która została pokazana w filmie.

Jak wchodziłam do kina - świeciło słońce, z kolei kiedy wyszłam było pięknie szaro. Nie dość, że nie wiedziałam, która godzina, to dodatkowo wizyta w kinie wycięła mi 2 godziny z dnia. Dziwne uczucie:)

Po obejrzeniu filmu okazało się, że znalazłam kolejnego "brzydala", który powala mnie na kolana. Numer jeden, to oczywiście Biro Unel z "Gegen die Wand", a teraz Peter Ganzler :)

3 komentarze:

matylda_ab pisze...

"33 sceny z życia" chcę zobaczyć, pewnie warto ;))

holka polka pisze...

zdecydowanie warto!

Chihiro pisze...

Koniecznie musze zobaczyc ten film, tyle sie naczytalam o nim, a tematyka bardzo mnie interesuje.
Czasem dobrze pobyc bez zegarka, z bloga swiadomoscia mijajacego czasu, ale nie wiedziec, ktora godzina...